Prawdopodobnie ten sam przypadek zdecydował o ptasim rodowodzie porzekadeł związanych z techniką pisania. Symbolem wszelkiego bazgrolanctwa stała się kura, zaś wykwintnej staranności w kaligrafii – poczciwa gęś. Ani jedna, ani tym bardziej druga, z racji swej rzekomo przyrodzonej głupoty, nie dowiedziały się nigdy, jak wielkimi zaszczytami obdarzył je »dwunożny nieopierzony« wg platońskiej klasyfikacji gatunków.
Według wybitnych znawców przedmiotu, porozumiewanie się ludzi (tytułowych zwierząt bezpiórych) z pomocą pisma, a także historia notacji alfabetycznej i wykreowanie współczesnego obrazu graficznego liter, są w równej mierze skutkiem aktywności grup ludzkich, co indywidualnego geniuszu jednostek. Można nawet odnaleźć dowody przemawiające bardziej za tą drugą tezą. Potwierdza to jedynie zasadę, że siła wyobraźni pojedynczego osobnika jest zdolna przełamywać skostniałe nawyki i na nowo interpretować najdawniejsze archetypy. W naszych czasach szczególną karierę zrobiło określenie standard, co ma jakoby stanowić uwieńczenie tysiącletnich przymiarek do optymalizacji zajęć, narzędzi, wymiarowania, a często też – sposobu myślenia. Trzeba jednak pamiętać, że zakres pojęcia standard zmienia się w zależności od kontekstu i stanu wiedzy zainteresowanego. Coś, co jest standardowe dla jednej operacji, w ogóle nie ma zastosowania wobec innej. Karierom standardów poświęcamy więc niejedną uwagę na tych łamach.
Nowicjusza, próbującego zasiąść przed monitorem w celu sporządzenia pierwszego niegorącego składu, gorąco zachęcam do zainteresowania się tym, co wytrawni zawodowcy myślą na ten temat. Niestety (dla niektórych), wynika z niego, że jest pewna różnica między pieczeniem pasztetu a typografią i że pusta kartka na ekranie jest w pierwszej kolejności tłem kompozycji, a dopiero potem treścią. A więc najpierw forma jako komunikat nadrzędny. To właśnie forma zwraca naszą uwagę na treść i zachęca lub zniechęca do czytania. Po pewnej praktyce i wyszkoleniu oka na dobrych przykładach nabywa się niezbędnej sprawności. Sprawności przydatnej zarówno w tworzeniu publikacji na odpowiednim poziomie graficznym, jak i w doborze sprzętu i oprogramowania, które ma wykonywać
Przez cale wieki szukano najlepszych metod komunikowania się i utrwalania informacji. Ciosano, dłubano, skrobano w czym się dało i na czym popadło. Niektóre koncepcje przetrwały do naszych czasów nie tylko jako zabytki historyczne – artefakty, również sprawdziły się na przestrzeni dziejów jako udany pomysł. Przykładem może być technika pisania na elastycznym podłożu stylusem maczanym barwnej cieczy. Postęp i wynalazczość stopniowo uzupełniały warsztat dawnego skryby: ciecz nie wysychała zbyt szybko, podłoże można było uczynić jeszcze cieńszym i formować je według potrzeb, a piszącą końcówkę narzędzia uczyniono niemal niezniszczalną. Z tego miejsca możemy uznać, że nie ma żadnej różnicy między gęsim piórem a długopisem i że standdardem jest w tym przypadku rękopiśmienniczy charakter utrwalania informacji.
Potrzeby komunikacyjne, a zwłaszcza narastająca u zmierzchu Średniowiecza i gwałtownie spotęgowana w dobie renesansowego oświecenia umysłów ambicja rozpowszechnienia i wymiany informacji, przyniosły nowy wynalazek. W Moguncji uruchomił swój warsztat Johann Gutenberg. Zwykło się kwitować ten incydent stwierdzeniem: wynalazł druk. Ale co właściwie wynalazł ten człowiek i co spowodowało, że jego pracownia przeszła raz na zawsze do historii?
Otóż były to trzy pomysły – wszystkie o jednakowej doniosłości. Pierwszym było opracowanie specjalnego szczękowego imadełka do odlewania pojedynczych czcionek – słupków z metalu wg przygotowanej formy. Na jednej z dwóch sztorcowych ścianek odlewu odtwarzał się wypukły wizerunek litery. Wreszcie można było przygotować tyle sztuk ruchomych czcionek, ile przypadało na kompletny druk – wygoda nie znana dotychczas żadnej cywilizacji posługującej się alfabetem łacińskim. Jednocześnie dzięki mobilności materiału powstała możliwość planowania zużycia surowca, jako że po wydrukowaniu nakładu kolumny mogły być rozebrane do przetopienia lub ponownego składu.
Drugą innowacją Gutenberga było zaadaptowanie prasy do winogron. By móc odbić powleczony farbą drukarską skład, trzeba bardzo silnego docisku. Śrubowa konstrukcja prasy zapewniała niezbędną dynamikę i silę. I jeszcze trzeci element wiekopomnego wynalazku: typografia, to znaczy sztuka litery i kompozycja składu. Twórca nowej techniki stanął nagle przed doniosłym dylematem. Jeśli bowiem posługiwać się powtarzalnym rysunkiem znaku, trzeba wstępnie zdecydować o jakimś stopniowaniu wielkości, szerokości składu, formacie lustra kolumny, odstępach, międzyliterowych, międzywierszowych, wykonać ligatury itp. Słowem, należy zaproponować jakąś
Czym się kierował mistrz dobierając parametry? Oczywiście wieloma względami, zwłaszcza odnoszącymi się do percepcji i wygody ówczesnego czytelnika. Kanciastość gotyckiej tekstury i jej zawiłości graficzne, pięknie iluminowane inicjały, równomierny i wyważony obraz szpalt – to były wielkie atuty twórcy. Uczynił wszystko, by stworzyć dzieło sztuki, nowej sztuki, zwanej odtąd drukarską albo czarną – od koloru farby. Zapewniam z tego miejsca potencjalnego wajchowego od stanowiska DTP: do dziś nic się nie zmieniło. Każda próba zignorowania zasad wynikających pospołu z wiedzy i naturalnego poczucia harmonii, próba »składania« bez doboru typograficznych środków wyrazu, jest z góry skazana na śmieszność. Mimo setek lat postępu i obłędnych technologii, jeśli chce się pracować w
W każdej zecerni, czyli pracowni składu, stoi co najmniej kilka charakterystycznych szafek z wieloma stosunkowo plytkimi, ale obszernymi szufladami. Te szuflady to kaszty. Są podzielone na różnej wielkości przegródki zwane króbkami. Ich rozklad i pojemność każdej z osobna są ściśle uzależnione od częstotliwości występowania liter w danym języku narodowym. Podstawowym ograniczeniem jest w przypadku składu ręcznego konieczność sięgania po kolejne stopnie lub kroje pisma do kolejnych kaszt. Operator
W przypadku składu automatycznego na odlewarkach linotypowych czy monotypowych możemy doszukać się pewnych analogii do idei skalowania liternictwa, zastosowanej we współczesnym oprogramowaniu
Wielkie znaczenie ma w cywilizowanym świecie pragmatyka przekazu wizualnego i przypisane jej kanony. Jednym z nich jest utrzymywanie na niezmiennie wysokim poziomie szkolnictwa i przygotowywanie kadr typograficzno-graficznych. Wobec błyskawicznego przejmowania kontroli nad różnymi dziedzinami i specjalnościami przez technikę cyfrową, stało się konieczne zdobycie wykształcenia wedle nowych kryteriów. W samych tylko Niemczech działa kilkadziesiąt placówek dydaktycznych, na poziomie średnim i wyższym, prowadzących zajęcia z typografii, sztuki budowania znaku i projektowania wydawniczego. Żaden szanujący się wydawca nie zleci usługi człowiekowi bez dyplomu czy referencji, a już zupełnie nie do pomyślenia jest poleganie na amatorach z podziemia komputerowego. Warto wyraźnie powiedzieć: Desktop Publishing to nie kolejna gra w cymbergaja czy pomysłowy generator musztrowanych znaczków, to jest działalność wydawnicza.
W poprzednim numerze zaprezentowaliśmy przykładową tabelę częstotliwości występowania niektórych krojów pisma w pewnych typach publikacji i zastosowań, w pewnym określonym sezonie. Pojawienie się na tle typografii branej bardzo serio efemeryd typograficznych, swoistej antysztuki, jest także dowodem na silne związki tej dyscypliny z kręgami zawodowców. Wygłaszanie poglądów zawsze jest interpretacją, popieraniem lub negowaniem innych poglądów. Nie ma możliwości formułowania anegdoty bez jakiejś historii. Inaczej – jest to szukanie drzwi do lasu. Rozległe doświadczenia międzynarodowego grona ludzi pracujących dla litery i przez literę: w książce, gazecie, teletransmisji, architekturze i wystawiennictwie, rozlicznych wcieleniach video-artu, transawangardy i postmodernizmu szczególnie – interesująco zaowocowało w
[Artykuł ukazał się pierwotnie w serii »Magazyn Desktop Publishing Studio Typografii Realnej«. Seria była publikowana w czasopiśmie »Poligrafika«, ten tekst pochodzi z numeru 2 z roku 1993].
Stefan Szczypka
[wersja 2022-01-31]