Maya Handschrift der Sächsischen Landesbibliothek Dresden. Codex Dresdensis

Miejsce wydania: Berlin, wydawca: Akademie-Verlag, rok wydania: 1962, wymiary: 226×317 mm, stron: 24 + 74 karty faksymile, oprawa: pudło introligatorskie.

Faksymilowe wydanie najstarszego znanego i najlepiej zachowanego manuskryptu Majów. Oryginał pochodzi z pierwszej połowy XIII wieku i ma formę leporello zapisanego obustronnie na papierze z kory fikusa. Dwie wstęgi o łącznej długości 3,56 metra umieszczone są dzisiaj pomiędzy szklanymi płytami i przechowywane w skarbcu Saksońskiej Biblioteki Państwowej i Uniwersyteckiej w Dreźnie. Kodeks Drezdeński zawiera teksty dotyczące astronomicznego kalendarza Majów i związanych z nim obrzędów. Zapisane są w postaci obrazków, hieroglifów i innych znaków pisarskich.

Losy kodeksu i historia jego odczytania stanowią osobną, fascynującą opowieść. Warto jednak wspomnieć o historyku Juriju Walentynowiczu Knorozowie, który jako artylerzysta podczas zdobywania Berlina w 1945 roku z płonącej Preußische Staatsbibliothek przy ulicy Unter den Linden wyniósł opracowanie Antonia i Carlosa Villacortów dotyczące trzech znanych kodeksów Majów. Po wojnie w Leningradzie poświęcił się badaniom pisma Majów. Pod koniec ubiegłego stulecia prezydent Gwatemali nadał mu złoty medal za zasługi nad badaniem pisma, a nieco później Meksykanie odznaczyli go Orderem Orła Azteków przyznawanym cudzoziemcom zasłużonym dla Meksyku albo ludzkości.

Faksymile wydrukowano na luźnych kartach metodą światłodruku w siedmiuset egzemplarzach. Mój ma nr 47. Niemiecki centralny katalog książek antykwarycznych ZVAB oferuje wydanie za 250 euro.

PS. Maya Handschrift pożyczyłem Markowi Sieradzowi, kustoszowi Biblioteki Szkoły Głównej Handlowej. Marek ma szlachetnego bzika na punkcie Majów, jest więc zrozumiałe, że książka musi trochę poleżeć u niego (koniec końców mu podarowałem). Z podobnymi pożyczkami różnie bywa. Kiedyś pożyczyłem Summa technologiae Lema od innego Marka, syna Leona Urbańskiego. Za okładkę włożyłem kartkę: To jest ksiażka Marka. Jeśli się nie upomni, to mu nie oddam. Książkę miałem ze dwadzieścia lat. Upomniał się o nią pod koniec swego zbyt krótkiego życia. Trzeci Marek, Ryćko, bardzo załużony dla Szelestów, pożyczył ode mnie dziesięć lat temu wzornik czcionek Bertholda (opisany w Szeleście kart). Bardzo się do niego przywiązał. W pewnym momencie opasły wolumin był mi potrzebny i Marek grzecznie mi dostarczył. Przy następnej wizycie rewindykował i wywiózł do siebie, do Gdańska. Można by tak dalej, bo nie tylko Marki istnieją na tym padole.

Andrzej Tomaszewski

[Szelest trzeci]