Carl Kempe

Wegweiser durch die Stereotypie und Galvanoplastik

Miejsce wydania: Nürnberg, wydawca: Königlich Bayerische Hofbuchdruckerei, rok wydania: 1889, wymiary: 165×251 mm, stron: 72 + 9 alonży, oprawa: w półpłótno, uwagi: zawiera cennik i wzornik papierów używanych w stereotypii.

Techniczne książki z końca XIX i z początku XX wieku często zawierają lubiane przeze mnie rysunki maszyn i urządzeń. Ilustracje są pełne uroku, drukowane bez półtonów, z delikatnym i dokładnym kreskowym szrafunkiem. Przypominają drzeworyty sztorcowe, ale drukowano je z cynkowych klisz chemigraficznych. To jeden z ważnych powodów, dla których takie starocie stoją w moim regale.

Mam kilkanaście książek dotyczących drukarskich technologii już nie praktykowanych i zapomnianych. Pozostały po nich jedynie hasła w leksykonach i starszych encyklopediach, albo książki takie jak ta. Stereotypii nikt nie używa, a jeszcze czterdzieści lat temu była w każdej wysokonakładowej drukarni typograficznej. Wtórne, stereotypowe formy drukowe, robione ze składu zecerskiego, zakładano na maszyny arkuszowe i rolowe, np. w drukarniach gazet. Podobnie rzecz się ma ze stosowanymi niegdyś w poligrafii galwanoplastyką i galwanostegią.

Skrótowo mówiąc, ze składu czcionkowego lub linotypowego (nawet z ilustracjami) w zakładowym dziale stereotypii wykonywano kartonowe matryce, a z nich odlewano płaskie lub cylindryczne płyty przystosowane do drukowania wypukłego. W zależności od nakładu (liczby żądanych odbitek) należało odlać jedną lub kilka identycznych form, bowiem podczas drukowania wypukłego formy ulegały zniszczeniu. Do tej techniki służyły specjalne prasy i urządzenia giserskie oraz materiały, których już dziś nie uświadczysz.

Technikum Poligraficzne, gdzie uczyłem się zawodu, a przy okazji polskiego i matematyki, miało gisernię stereotypów w budynku przy ulicy Wiślanej. W zadymionym pomieszczeniu, przy buchającym upałem kotle ze stopem, w oparach roztopionych metali: ołowiu, cyny i antymonu, w swądzie przypiekanego kartonu matrycowego i palonego oleju, krzątał się, jak Hefajstos we wnętrzu Etny, pan Antoni Kubista, tata Bożeny, naszej koleżanki z klasy. Krępy, silny, pracował z odkrytym torsem. Z gorącej czeluści wystawiał na zewnątrz w dwuręcznych cęgach pięknie lśniące, srebrne formy stereotypowe, zabierane później przez drukarzy. Nam, uczniom, zabraniano oddychać niezdrową atmosferą odlewni. Giser pracował tam pięć godzin dziennie.

Andrzej Tomaszewski

[Szelest kart]