Książka zbiorowa ofiarowana Kazim. Wł. Wójcickiemu
Miejsce wydania: Warszawa, wydawca: Drukarnia Samuela Orgelbranda i in., rok wydania: 1862, wymiary: 148×230 mm, stron: 450 + 10 nlb, oprawa: twarda w półskórek, uwagi: na wyklejce notka antykwaryczna, ekslibris typograficzny: »ex libris Andreae amatoris typorum«.
Kazimierz Władysław Wóycicki (1807–1879, używał także pisowni nazwiska »Wójcicki«), literat, redaktor, etnograf, eksplorator relacji rękopiśmiennych i pamiętników, był osobą wartą opowieści zdecydowanie dłuższej niż moja nota. Wydał między innymi Bibliotekę starożytną pisarzy polskich oraz Cmentarz Powązkowski pod Warszawą. Od 1854 roku uczestniczył w działaniach komitetu redakcyjnego wielotomowej Encyklopedii powszechnej Samuela Orgelbranda. Publikował w »Kłosach«, »Bluszczu«, »Tygodniku Ilustrowanym« i wraz z żoną Anną z Magnuszewskich prowadził literacki salon w Warszawie.
W 1861 roku skonfliktowany z margrabią Wielopolskim utracił rządowe pobory i stanął na krawędzi ubóstwa. Zanim osiągnął równowagę finansową, spotkał się z niezwykłą solidarnością środowiska literackiego i wydawniczego. Edytorzy i pisarze dla podreperowania budżetu ofiarowali mu Książkę zbiorową, wydaną gratis przez drukarzy i sprzedawaną w księgarniach bez marży handlowej.
Książkę zbiorową otwiera wstęp Adolfa Hennela oraz wiersz Pierwsza karta Apolla Korzeniowskiego – taty Josepha Conrada.
Witaj mi księgo!... każda twa litera
jak braterskiego serca uderzenie [...]
Potem idą inne poezje, eseje, nowele, dramaty, historyczne rozprawy i »dokumenta oryginalne«, podane przez pięćdziesięciu autorów, a wśród nich Anczyca, Deotymę, Kraszewskiego, Lenartowicza, Libelta, Odyńca...
Książkę drukowano w częściach, w ustalonym wcześniej formacie, w konkurujących ze sobą na co dzień warszawskich oficynach: Samuela Orgelbranda, Józefa Ungera, Karola Kowalewskiego, Jana Jaworskiego, Józefa Bergera i Drukarni Gazety Polskiej, które rozebrawszy pomiędzy siebie rękopisma, cały nakład z kilku tysięcy złożony, bezpłatnie wytłoczyli.
Mały fragment o wizycie Wójcickiego w Krakowie:
Natychmiast po przybyciu złożył uszanowanie sędziwemu w latach Jerzemu Samuelowi Bandtkiemu, i zaniósł mu pierwszą swoją pracę w darze. Starzec przyjął go z razu dość obojętnie, ale przejrzawszy dziełko, rzucił na młodego autora wzrok badawczy i spytał:
– Więc to pan pisał?
– Tak panie.
– Wiele pan masz lat?
– Dwadzieścia dwa.
– Pan tak młody, a napisał trzy tomy rzeczy użytecznej dla języka, to ja muszę pana kochać.
I po tych słowach Bandtkie uścisnął go serdecznie; przedstawił małżonce, oprowadził po Bibliotece Jagiellońskiej, wskazując szczegółowo wszystkie jej skarby, i zaprosił go codziennie na szachy.
Pewnie większość z Was nie wie, kim był Jerzy Samuel Bandtkie. Proszę sprawdzić, choćby w Wikipedii.
Andrzej Tomaszewski
[Szelest trzeci]